PORTAL POLONII





BADANIA NAUKOWE
NAD POLONIĄ I POLAKAMI ZA GRANICĄ

Towarzystwo Naukowe Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II

Liczba publikacji w portalu:   239   z czego w 2024 roku:   93






PUBLIKACJE   Rosja    ZAMIESZCZONE W PP W ROKU: 2024

Polscy zesłańcy w guberni i obwodzie archangielskim w XIX i XX wieku


AUTOR   Wiktoria Śliwowska

Profesor Wiktoria Śliwowska - polska historyczka, profesor nauk humanistycznych, pracownik Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk, badaczka historii Rosji i losu polskich zesłańców na Syberii. W 1953 rozpoczęła pracę w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie w 1960 obroniła pracę doktorską, a w 1971 habilitowała się. W 1994 otrzymała tytuł profesora nauk humanistycznych. Była autorką i edytorką wielu prac poświęconych historii Rosji, w tym epoce Mikołaja I oraz historii polskich zesłańców w Rosji. Razem z mężem publikowała książki o literaturze rosyjskiej. Należała także do zespołu, który pod kierunkiem Stefana Kieniewicza przygotował do druku wielotomową edycję dokumentów związanych z powstaniem styczniowym. W 2001 została wyróżniona tytułem doktora honoris causa Rosyjskiej Akademii Nauk, a w 2019 takim samym wyróżnieniem Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.


Archangielsk - powstały w drugiej połowie XVI wieku u ujścia Dwiny (rzeki znanej też pod mianem północnej Dźwiny) do morza Białego i początkowo noszący nazwę Nowo- Chołmogory - a także utworzona w 1708 roku archangielska gubernia (przemianowana za czasów sowieckich w północny, a następnie od 1936 roku archangielski obwód - obłast’) stały się bardzo szybko miejscem zesłania przestępców zarówno pospolitych jak i politycznych. W świadomości wysyłanych tutaj Polaków te ogromne, słabo zaludnione obszary, na których koczowały plemiona Nieńców zwanych podówczas Samojedami i inne ludy Północy, stanowiły część Sybiru, mimo iż geograficznie należały do europejskiej części Rosji. Surowy klimat, trudne warunki egzystencji sprawiały, iż pobyt na tych terenach uchodził za karę bardzo ciężką, co potwierdzała wysoka śmiertelność zesłańców.

Nasza wiedza o Polakach odbywających tu kary za niepokorność jest nader wyrywkowa: prowadzone od kilku lat w Instytucie Historii PAN kwerendy archiwalne i biblioteczne mające za cel stworzenie kartoteki (a następnie komputerowej bazy danych) polskich zesłańców w XIX stuleciu, są dopiero w toku.

Wszelako już dziś możemy z całą pewnością stwierdzić, że w Archangielsku i okolicach nieprzerwanie przebywali - to w większych to w mniejszych skupiskach Polacy. Przybywali tu karnie, za udział w spiskach i powstaniach, ale też i dobrowolnie lub na poły dobrowolnie, by odpracować otrzymywane stypendia (lekarze, nauczyciele, urzędnicy i in.), lub w poszukiwaniu zatrudnienia, o które w ojczyźnie było trudno.

Wielu z nich nie dane było powrócić stąd do kraju. Wśród pierwszych w tym długim szeregu znalazł się filomata Jan Sobolewski (1799-1829), absolwent wydziału fizyko-matematycznego Uniwersytetu Wileńskiego, nauczyciel w Krożach, stamtąd zabrany nocą 6 listopada 1823 roku i osadzony w Wilnie u Bazylianów, gdzie nie ugiął się w śledztwie, a po jego zakończeniu na mocy wyroku konfirmowanego przez Aleksandra 1 14 sierpnia 1824 roku skazany został "na służbę w oddalonych guberniach". W "korpusie inżynierów dróg i komunikacji" wykonywał różne zadania, to w guberni ołonieckiej, to w Petersburgu, to w Archangielsku, gdzie zmarł jesienią 1829 roku. Pozostał w pamięci potomnych jako bohater sceny więziennej w III części Dziadów opowiadający o dramatycznej wywózce uczniów ze Żmudzi na Sybir, jeden z trzech nieżyjących "spółwięźniów, spółwyznawców", którym Mickiewicz dedykował swą "poemę” .

Już wkrótce pojawią się tutaj kolejni wygnańcy - uczestnicy powstania listopadowego. Ilu ich było, kiedy i czy wrócili do ojczyzny - nie wiemy. Bolesław Limanowski, który spędził na zesłaniu w Archangielsku lata 1862-1865, twierdzi w swych Pamiętnikach, iż to właśnie "dla jeńców 1831 r." wybudowano służące za więzienie jednopiętrowe koszaiy na przedmieściu zwanym Sołombal (czy też Sałambał, jak pisze inny zesłaniec postyczniowy, Konstanty R. Borowski ).

W dobie międzypowstaniowej do Archangielska i okolic trafiali Polacy raczej rzadko. W spisach sporządzanych w HI Oddziale i innych organach policyjnych znajdujemy zaledwie kilkanaście nazwisk: tutaj np. w latach 1835-1845 odbywał karę kancelista z "guberni północnozachodnich" Kazimierz Giżycki, któremu - wedle urzędowego zapisu - miano za złe jakieś bliżej nieokreślone "przestępcze kontakty" z sekretarzem konsystorza w tymże Kraju, niejakim Tustanowskim. Obaj znaleźli się na zesłaniu w guberni archangielskiej, tyle że temu ostatniemu pozwolono "wstąpić na służbę" . Z kolei Stanisław Grabowski z Wołynia (ur. ok. 1785) trafił do Archangielska wraz z żoną Zuzanną "za nieposłuszeństwo wobec władzy"; 15 sierpnia 1841 roku przeniesiono ich do Jarosławia, gdzie nadal pozostawali oboje pod dozorem policyjnym . Spośród osób związanych z wykrytym w 1849 roku Związkiem Bratnim Młodzieży Litewskiej i jego filiami, w większości wysłanych na tzw. linię orenburską, w Archangielsku znalazł się szlachcic z gub. mińskiej Stefan Sikorski, którego już w 1854 roku przeniesiono do Włodzimierza, a w 1856 roku na mocy manifestu koronacyjnego zezwolono na powrót do kraju . Można także wspomnieć o księdzu Paciorkowskim z Witebska, którego za jakieś przewinienia polityczne wysłano do m. Pinega w gub. archangielskiej, skąd w 1855 roku został przeniesiony do Kostromy. Zagadkową postacią pozostaje Jozafat Krajewski, zbiegły za kordon w 1847 roku, a w 1851 zapewne przekazany władzom rosyjskim i wysłany początkowo do Pietrozawodska, potem zaś do Archangielska, gdzie służył w batalionie garnizonowym; w 1857 roku nadal był w wojsku (w garnizonowym batalionie straży wewnętrznej w Woroneżu). Po powrocie do kraju w 1860 roku był podrewizorem w Administracji Dochodów Skarbowych Tabacznych. W 1863 roku obwiniony został publicznie o szpiegostwo i na mocy wyroku Trybunału 15/27 sierpnia tegoż roku zasztyletowany .

Przyjeżdżali tu Polacy niekiedy dobrowolnie, np. Teresa Rodziewiczówna, wysłana w głąb Rosji w 1839 roku za aktywne wspomaganie konarszczyków i osobiste kontakty z Szymonem Konarskim, po powrocie po roku na Wołyń wyszła za mąż za niejakiego Nowickiego i oboje w 1843 roku wybrali na miejsce swego zamieszkania Archangielsk . O archangielskiej Polonii pierwszej połowy XIX wieku ciągle jeszcze nasze wiadomości są więcej niż skromne.

Do najwybitniejszych - obok wspomnianego Jana Sobolewskiego - polskich "archangielczyków" tego okresu należał bezsprzecznie Romuald Podbereski , literat i wydawca, który studia rozpoczynał na Uniwersytecie Wileńskim, kontynuował na Wydziale Prawa Uniwersytetu Moskiewskiego (1836-1840). Przerwał jednak naukę, by oddać się całkowicie pracy literackiej (współpracował m.in. z "Athaeneum" J.I. Kraszewskiego, "Biblioteką Warszawską"). Po przeniesieniu się do Petersburga w latach 1843-1846 wydawał tam "Rocznik Literacki", gdzie udało mu się nawet zamieścić jedną z pierwszych informacji o losie zesłańców, mianowicie listy Teresy z Wierzbickich Bułhakowej, która podążyła na Sybir za mężem Tomaszem, konarszczykiem, poślubionym w celi więziennej w Wilnie, a także poezje kaukazczyka Tadeusza Łady-Zabłockiego. W 1847 roku wrócił do Wilna, gdzie nawiązał kontakt z miejscową inteligencją (m.in. z Ludwikiem Kondratowiczem-Syrokomlą i Edwardem Żeligowskim). Dzięki pomocy Zofii Klimańskiej (pisarki znanej pod pseudonimem Zofia z Brzozówki) wydawał tutaj "Pamiętnik Naukowo-Literacki", którego 6 zeszytów ukazało się w latach 1849-1850. Represje, jakie nasiliły się po klęsce Wiosny Ludów i dekonspiracji związanych z nią polskich spisków, przekreśliły możliwość wydawania pisma. Podbereski udał się do Warszawy, gdzie wszczął starania o kontynuację "Pamiętnika" zapewne nieświadom toczącego się właśnie śledztwa aresztowanych członków spisku znanego pod nazwą Organizacji 1848 roku. W tym samym czasie ujęty w Wilnie emisariusz Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, Antoni Wieliczko, złożył obszerne zeznania , które zwróciły uwagę władz na grono osób skupionych właśnie wokół "Pamiętnika Naukowo- Literackiego" i tworzących rzekomo tajne antyrządowe Towarzystwo Literackie. W styczniu 1851 roku Podbereski został osadzony w Cytadeli Warszawskiej i - jak wynika z adnotacji w skorowidzu Komisji Śledczej - zgodnie z wolą Mikołaja I miał być wysłany do guberni archangielskiej. Uprzednio jednak na wniosek tejże komisji zatwierdzony przez namiestnika Iwana Paskiewicza 16/28 kwietnia 1851 roku podsądnego wysłano "wraz z protoi kołami przesłuchań" do Wilna , zapewne dla uzupełniających badań i konfrontacji. Akt tych - jak dotąd - nie odnaleziono. Bolesław Limanowski twierdzi w swym Pamiętniku, że pracując w kancelarii generał-gubernatora miał w ręku całe spoczywające tam dossier Podbereskiego i na tej podstawie opracował wstęp o Podbereskim w swych opublikowanych w "Dzienniku Lwowskim" Wspomnieniach wygnańca, a w "Przyjacielu Domowym" - jego życiorys . Z pewnością warto by te informacje sprawdzić na miejscu... Z Wilna Podbereski wysłany został wszak niebawem administracyjnie do guberni archangielskiej. Czym się tam zajmował, z kim korespondował - nie wiemy . Nikt z zesłańców przebywających w tej guberni w pierwszej połowie XIX stulecia nie spisał swych wspomnień. Nie potrafimy zatem podać żadnych szczegółów o ich bytowaniu, warunkach w jakich żyli, zajęciach... Nie znamy nawet dokładnej daty śmierci Romualda Podbereskiego: wiemy tylko, że zmarł w m. Pinega około 1863 roku, a zatem w okresie, gdy na te tereny zaczęli napływać już masowo zesłańcy postyczniowi.

Ilu ich było? Według szacunków Henryka Skoka spośród około 37-38 tysięcy wysłanych w głąb cesarstwa rosyjskiego uczestników powstania 1863/64 roku do Rosji europejskiej trafiło około 19 tys. zesłańców. Rozmieszczano ich - zdaniem autora - przede wszystkim w kompaniach (rotach) aresztanckich tworzonych we wszystkich miastach gubernialnych. Każda taka kompania liczyła 150-200 aresztantów. Jedno z większych skupisk - liczących według tegoż historyka (opierającego się na danych urzędowych) 572 osoby - znajdowało się właśnie w guberni archangielskiej . Konstanty Borowski, który w kompanii aresztanckiej w Archangielsku spędził dwa lata (połowę skróconego z łaski cesarskiej wyroku) - od stycznia 1865 do wiosny 1867 roku utrzymuje, iż był jednym z 900 "lokatorów" archangielskich kazamatów . Wydaje się, że prawda leży gdzieś pośrodku: dane urzędowe są na ogół zaniżane, dane we wspomnieniach - zawyżane. Nie ukończona jeszcze kwerenda prowadzona w Instytucie Historii PAN dla potrzeb kartoteki zesłańców polskich w XIX wieku ujawniła już w chwili obecnej nazwiska i dane dotyczące około 500 osób zesłanych do guberni archangielskiej na różne rodzaje kar (nie tylko do "rot"), w tym co najmniej 45 księży i zakonników. A przecież jest to grono prawie wyłącznie powstańców bądź osób pośrednio z nimi związanych, które schwytano na terenie Królestwa Polskiego, nie obejmuje ono mieszkańców tzw. ziem zabranych , skąd także masowo zsyłano na Sybir i w głąb cesarstwa. W dodatku - jak wynika ze zgromadzonego materiału dotyczącego Królestwa Polskiego - część zsyłanych w 1863/64 ju ż w 1865 roku uzyskiwała zgodę ną powrót do kra- ju : ich nie obejmowała zatem urzędowa statystyka z połowy 1866 roku.

Wywożono zesłańców postyczniowych z Warszawy o świcie, gdy miasto pogrążone było jeszcze we śnie, ukończoną w 1862 roku koleją do Petersburga. W okresie szczytowego nasilenia zsyłek w 1864 roku transporty liczące od 300 do 500 osób (tzw. partie) odprawiano co tydzień we wtorki; podróż trwała trzy dni, w piątek zatem przybywano do stolicy nad Newę. Gdy jednak wysyłanych trudno było pomieścić naraz w petersburskim więzieniu przesyłkowym, "partię" - jak to miało miejsce w przypadku K. Borowskiego (i nie tylko jego) - zatrzymano na pięć tygodni w Pskowie, po czym wysyłano znowu w aresztanckich wagonach do Petersburga, a stąd po dziesięciotygodniowym pobycie w więzieniu przesyłkowym, na podwodach traktem pocztowym, którego zmorą na etapach były "miliardy robactwa" przez Szlisselburg, Ładogę, Ładiejnoje Pole, Kargopol, Wytegrę, Chołmogory - do Archangielska.

Bolesław Limanowski skazany za udział w manifestacji patriotycznej w dniu św. Stanisława 8 maja 1861 roku na osiedlenie w gub. archangielskiej wyruszył z Wilna pod eskortą żandarma w "kibitce", jak pisze, traktem pocztowym. Żandarm - Polak jadąc przez Litwę przestrzegał "przepisanych prawideł", im dalej w głąb Rosji, tym bardziej od nich odstępował, troszcząc się i o wyżywienie i inne wygody swego podopiecznego. Droga wiodła przez Dyneburg omijając Petersburg, przez Carskie Sioło do Szlisselburga i dalej kanałami ładoskim i oneskim przez Wytegrę na Kargopol, tj. przez gubernię ołoniecką do Chołmogorów i Archangielska. Limanowski należał do pierwszych w guberni archangielskiej zesłańców postyczniowych, zastał tu tylko niejakiego Janowicza, którego po powrocie w 1856 roku z emigracji do Kijowa wysłano "na wypróbowanie" . Limanowskiemu nie zezwolono na pozostanie w Archangielsku, wyjechał więc na przełomie sierpnia-września 1862 roku - ju ż w asyście dwóch żandarmów - do Mezenia, gdzie zatrudniony został jako kopista w sądzie ziemskim. Pracą - zgodnie z obietnicą miejscowego prawnika "nie przemęczano" go, wiele spacerował, czytał i pisał mnóstwo listów, nie cierpiąc ani chłodu ani głodu. Wraz z miejscowymi urzędnikami i nauczycielami - Polakami, a także przybyłym wkrótce pod dozór policyjny z Lublina Henrykiem Sykłowskim uroczyście obchodził "listopadówkę we własnym zamkniętym kółku". Po ośmiu miesiącach uzyskał zgodę na przeniesienie do Archangielska. Na wieść o wybuchu powstania podjął próbę ucieczki, wylądował jednak w miejscowym więzieniu, gdzie po kilku miesiącach skazano go na... 2 miesiące kazamatów. Stracił jedynie posadę "naczelnika stołu" w kancelarii generał gubernatora i utrzymywał się odtąd z korepetycji, najwięcej czasu poświęcając lekturom, gdyż "o książki było łatwiej". Utrzymywał też kontakty towarzyskie ze sporą Polonią archangielską, nie tylko zesłańczą .

Jak wynika z zachowanych akt Zarządu Generał-Policmajstra transporty zesłańców postyczniowych z Królestwa Polskiego wyprawiano niekiedy z Warszawy częściej niż cotygodniowo. Niektóre z nich kierowano do Włodzimierza, gdzie specjalnie utworzona Komisja Wojskowa decydowała o wyroku. Pierwsi skazani do guberni archangielskiej wyruszyli w drogę już 1 października 1863 roku (była to trzecia partia skierowana właśnie do Włodzimierza). Ostatnia - trzydziesta siódma partia, w której znaleźli się wysyłani do tejże guberni, wyruszyła z Warszawy 14 sierpnia 1864 roku. Oczywiście w każdej ż takich partii znajdowali się skazani na wszelakiego rodzaju kary - od ciężkich robót po zamieszkanie na całym obszarze cesarstwa rosyjskiego. Najliczniej "archangielczycy" reprezentowani byli w partiach: dwudziestej drugiej (wyruszyła z Warszawy 22 lutego 1864 r.), dwudziestej trzeciej (28 lutego) i trzydziestej pierwszej (14 maja) . W latach następnych też pojedyncze osoby tam trafiały: np. do guberni archangielskiej zesłano na zamieszkanie dwóch uczestników powstania, którzy wrócili do kraju w 1877 roku; byli to: Bolesław Henryk Jan Podgórski (wysłany z Warszawy 12 lutego) i Karp Krysiński - wysłany 9 czerwca t.r. . Podobnie jak do innych guberni na tereny te zsyłano nie tylko na roboty publiczne w kompaniach aresztanckich. Wachlarz kar był znacznie bardziej urozmaicony (poza ciężkimi robotami czyli katorgą, którą odbywano w kopalniach, zakładach i twierdzach, przeważnie na Syberii i Dalekim Wschodzie). Sentencje wyroków - zarówno komisji sądów wojskowych, jak i administracyjnych decyzji namiestnika, gubernatorów i innych upoważnionych , chwilowo do wydawania takich decyzji dygnitarzy cywilnych i wojskowych - brzmiały najrozmaiciej. Najczęściej powód aresztowania i skazania formułowano zwięźle: "za udział w powstaniu", "za to, że był w oddziale powstańczym" (posługiwano się najczęściej terminem "banda" - szajka); niekiedy wspominano o "kontaktach z osobami podejrzanymi", bądź o "znajomości z żandarmami narodowymi, tzw. wieszatielamr, powodem skazania mogło być też wyrażenie zgody na nocleg "przestępcy", zbieranie podatków narodowych, utrzymywanie poczty powstańczej, przechowywanie zakazanych druków, wreszcie "niedoniesie- nie władzom o przybyciu powstańców" , itd. Mniej skompromitowanych wysyłano na "zamieszkanie pod dozorem policyjnym" bądź na osadzenie (wodworienije), która to kara z pozoru łagodniejsza (jej celem było kolonizowanie słabo zaludnionych terenów cesarstwa) okazywała się z biegiem czasu znacznie cięższą, gdyż skazanych na nią nie obejmowały kolejne ułaskawienia. Znaczną część zsyłanych administracyjnie na roboty publiczne określano mianem "przyrotnych" (według Borowskiego byli to "zesłani administracyjnie i przyłączeni do roty na czas nieograniczony" oraz "nie używani do robót publicznych"). Istotnie na zamieszkanie z użyciem do prac publicznych skazywano bezterminowo (kary wcielonych do kompanii aresztanckich opiewały na 2 do 7 lat ), jednakże formalnie należało ich zatrudnić właśnie przy rotach aresztanckich. Sądząc wszelako z relacji Borowskiego pracy nie było ani dla jednych, ani dla drugich. Jeżeli skazani na taką samą karę do Orła czy Kurska pracowali - i to ciężko - przy budowie kolei, w Archangielsku co najwyżej zatrudniano ich do odgarniania śniegu lub prac pomocniczych związanych z utrzymaniem kuchni, pralni i piekarni, jak wożenie wody znad rzeki czy też rozładowywania barek z prowiantami itp.

Borowski dokładnie opisuje, jak wyglądały "kazamaty" z narami do spania: "za całą pościel służyły sienniki tylko z szarego grubego płótna i maleńkie poduszeczki rogażą wypchane"; czym karmiono aresztantów: każdy dostawał "na dzień" 3 funty razowego chleba, 28 deko słoniny "do kotła kaszy gryczanej" i 8 deko kaszy owsianej na zupę oraz 28 deko mięsa surowego bydlęcego, a w dni postne 36 g masła i trochę słodu na kwas do picia; jak byli ubierani: co 2 lata - sukienne kurtki i spodnie na zimę, płócienne, 2 koszule i buty - na rok, na zimę - kożuszek, na lato - chałat z sukna szarego. Pamiętnikarz podkreśla, że gdyby nie "stróże i opiekunowie", którzy ich okradali, jak tylko mogli, nie chodziliby obdarci, a i szkorbut rzadziej by więźniów atakował. Dodaje też, że więźniowie "używali pełnej swobody", bowiem wolno było wyjść "nawet i do miasta, ale pod konwojem", tyle że żołnierzowi trzeba było się okupić "za pójście" papierosami lub czarką wódki. Ponieważ zboże i mąkę dowożono do miasta "letnią porą na barkach" - chleb był, wedle świadectwa pamiętnikarza, w Archangielsku i całej guberni drogi, a jego zakup wiązał się z trudnościami; chleb zastępowały najczęściej owsiane placuszki "pieczone na popiele gorącym". Za to mięsa, ryby i mleka była "wielka obfitość" i nic nie stało na przeszkodzie nabycia tego wszystkiego w dowolnej ilości i nie drogo; szkopuł polegał wszakże na tym, że podoficerowie utrudniali kupno poza więzieniem zmuszając więźniów do zakupów "od ich żon we- wnątrz więzienia, płacąc im pięćkroć drożej" . Bytowanie w obcym kraju, w ostrym klimacie, nie należało do łatwych. Z relacji Borowskiego i Limanowskiego wynika wyraźnie, iż bez pomocy z domu żyć było ciężko, zbierała swoje żniwo gruźlica, niejeden cierpiał więc niedostatek, zwłaszcza gdy miejscowe władze traciły umiar w okradaniu swych podopiecznych. Jednakże widmo głodu, a tym bardziej śmierci głodowej nikomu podówczas nie zagrażało. Zesłańcy kontynuowali tradycję ogółów - samopomocy wygnańczej: do "kasy ogólnej" każdy wnosił dwa grosze (kopiejkę), a niezależnie od tego kolejne dwa grosze "od każdego otrzymanego rubla" czy to nadesłanego przez rodzinę, czy też zarobionego gdziekolwiek. Ksiądz kapelan wspomagał kasę comiesięczną składką pięciorubłową. Skarbnikiem był rymarz galanteryjny z Warszawy, Tomasz Wódarski . Kapelanem więziennym był ksiądz Tytus Krasowski, "z seminarium i diecezji mińskiej, młody, tylko co wyświęcony kapłan. Polak prawy, patriota wielki" .

Miał też Archangielsk swój "nieduży" kościółek parafialny. Proboszczem i kapelanem wojskowym w randze pułkownika był w tym czasie ksiądz Józef Kowalewski; żadnych szykan w uczęszczaniu na nabożeństwa nikomu nie czyniono (pozwolono nawet urządzić kaplicę "w gmachu na parterze, w obszernej kazamacie", w której na ścianie umieszczono obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej); w kościele na organach grali "organiści z roty, których tam było kilku" . Akta urzędowe potwierdzają w pełni charakterystykę, jaką dał Konstanty Borowski przebywającym z nim razem zesłańcom postyczniowym. Zaiste, przez wrota koszar zamienionych na więzienie przeszli: "Młodzi i starzy. I bezżenni, i ojcowie rodzin. I uczeni i analfabeci. I inteligentni i prostaczkowie. I zamożni i bardzo, bardzo biedni. I zeszli się tu: Mazury i Krakowiacy. I Podlasiaki i Kujawiacy. I Litwini i Żmudzini, i Rusini. I Poznańczycy, i Galicjanie, i Czesi. A przyszli tu nawet i Francuzi, i Włosi, i Niemcy, i Żydzi. Tych ostat- nich było kilkunastu . I były tu reprezentowane wszystkie rzemiosła. Byli krawcy i szewcy (tych najwięcej), stolarze, kowale, ślusarze, piekarze, giserzy, cukiernicy, rymarze zwyczajni i rymarze galanteryjni itd." . W spisach sporządzanych w kancelarii generał-policmajstra czy gubernatora rzadko odnotowywano zawód aresztowanego, zadowalając się wzmianką o jego przynależności stanowej (mieszczanin, szlachcic, duchowny); tylko od czasu do czasu dodawano, iż więzień je st kowalem, felczerem, drukarzem, dróżnikiem, uczniem fryzjerskim, nauczycielem, organistą czy też urzędnikiem. Z reguły zaznaczano wiek skazanego: wahał się on od 15 do 63 lat, przeważali dwudziestolatkowie. Skrupulatnie podkreślano, czyim jest poddanym i z jakiego terenu pochodzi. Istotnie sporo było ' poddanych" austriackich i pruskich, którzy najwcześniej wrócili do kraju, (m.in. dzięki staraniom księdza Ruczki w Galicji, a następnie amnestii 1868 roku, która objęła wszystkich "cudzoziemców").

Wśród wysłanych do guberni archangielskiej znalazły się też cztery kobiety: trzydziestoletnia Wiktoria z Krupczyńskich Stecka z Warki w powiecie warszawskim, oskarżona o to, że przywoziła żywność i umundurowanie dla oddziału Kononowicza, przygotowywała łóżka dla rannych powstańców i wiedziała o przechowywanej przez męża w ich domu broni ; dwudziestosześcioletnia Celina i dwudziestoczteroletnia Zofia Waszkowskie, córki urzędnika w Warszawie, obwinione o przynależność do Organizacji Narodowej, udostępnianie swego mieszkania dla tajnych zebrań oraz przechowywanie pieczęci, którą celowo zniszczyły przed aresztowaniem "; z kolei dwudziestosześcioletnią Elżbietę Mystkowską, zamieszkałą w Paryżu, zatrzymano, gdy usiłowała przewieźć zakazane druki, i na mocy decyzji namiestnika wysłano na zamieszkanie pod dozór policyjny; po roku uzyskała jednak zgodę MSW na powrót do kraju . Tylko część zesłanych wróciła do stron rodzinnych bezpośrednio z Archangielska (wy- łączając sporą grupę , która niemal od razu w 1865 roku otrzymała zgodę na powrót). Przeważnie po zakończeniu terminu kary wcielonych do kompanii aresztanckich i "przyrot- nych" wysyłano na osiedlenie, bardzo często - jak Konstantego Borowskiego - na Syberię .

Z kolei skazanych na ciężkie roboty i osiedlenie na Syberii przenoszono do guberni europejskich, w tym także do archangielskiej (znalazło się tutaj m.in kilku księży z Tunki, jak np. Benedykt Bogień v. Bugień i jego współtowarzysz ksiądz Narcyz Wilewski, kanonik honorowy, dziekan i proboszcz z Wyszkowa pod Pułtuskiem, zamieszkały od czerwca 1874 roku w Pinedze, a następnie w Archangielsku, skąd usiłował bezskutecznie zbiec w 1877 roku, ale "przytrzymany w Wołogdzie odesłany został etapem do Archangielska i oddany na no- wo pod dozór policji" ). Wokół księży znajdujących się tu przymusowo, a także osób przybyłych dobrowolnie (jak np. wspomniany wyżej ksiądz Kowalewski, który nota bene, jak utrzymuje B. Limanowski, "był kapelanem w jednej z partii powstańczych na Litwie" , co uszło jakoś uwagi władz carskich), skupiała się spora kolonia polska. W 1881 roku nadal pozostawał tutaj o. Juwenalis, kapucyn z Łomży, w 1861 roku aresztowany w Suwałkach, więziony w Dyneburgu, następnie "wywieziony do guberni archangielskiej, w której przebywa od przeszło lat dwudziestu będąc przerzucany z miejsca na miejsce po wszystkich niemal powiatach", by w końcu osiąść w Chołmogorach razem z księdzem Stanisławem Dąbrowskim i księdzem Edwardem Gajewskim, od roku zaś 1875 - w Archangielsku, "gdzie jest maleńki kościółek katolicki przed 20 laty poświęcony, a przed dwoma laty ze składek zbieranych u mieszkańców Archangielska odrestaurowany" . Limanowski, który poznał o. Juwenalisa tuż po jego przybyciu do Archangielska tak go zapamiętał: "...był mniej więcej w tym samym wieku co ja. Młody, przystojny, układny, wesoły, przyjacielski, byłby jednym z najmilszych uczestników życia towarzyskiego, gdyby nie jego habit...". Zdarzało się przecież, iż "rozweseliwszy się podpinał swój habit i puszczał się w mazura" . Częściej jednak był wzywany do posług religijnych, w tym nie raz do pogrzebów (pochował m. in. bliskiego mu księdza Hilarego Koziorowskiego /1833-1876/), bernardyna z Radomia, który na zesłaniu w Archangielsku wpadł w obłęd .

Ilu spośród zesłańców postyczniowych pozostawiło tutaj swe kości, a ilu pozostało dobrowolnie zakładając rodziny i przystosowując do miejcowych warunków - jak dotąd nie potrafimy powiedzieć.

Obok wspomnianych wyżej Borowskiego i Limanowskiego w latach 1864-1867 w Szenkursku w gubernii archangielskiej znalazł się pod dozorem policyjnym podlasiak Joachim Szyc (1824-1896), który dopiero co, w 1858 roku, wrócił z Sybiru (wydany przez władze pruskie w 1852 roku za udział w rewolucji 1849 na Węgrzech skazany został na ciężkie roboty; karę odbywał w gorzelni Jekatierińskiej pod Tarą w guberni tobolskiej). W 1864 roku stosunkowo łagodny wyrok Szyc zawdzięczał zapewne temu, iż władze nie dowiedziały się o tym, że nie tylko współpracował z tajną "Strażnicą", ale był przez pewien czas kasjerem, a następnie członkiem Rządu Narodowego. Sentencja wyroku głosiła, iż "kontaktował się z osobami należącymi do organizacji rewolucyjnej, uczestniczył w ich naradach i czytaniu gazet rewolucyjnych" . Po powrocie do kraju zajął się pracą literacką i naukową z zakresu historii i geografii. Wspomnień o swym pobycie na zesłaniu nie spisał: jedynie do "Kłosów" jeszcze z Archangielska przesłał swoje Wyjątki z dziennika podróży . Powstaniu ich towarzyszyła niechybnie myśl o ołówku cenzora, utrzymane zostały zatem w tonie relacji podróżniczej i w trakcie lektury doprawdy trudno się domyśleć, iż "wycieczka" ta miała charakter przymusowy...

O dalszych losach dwóch zesłańców postyczniowych - "archangielczyków" znajdujemy informacje w aktach weteranów w Krakowie: Stefan Piech, krawiec, służył w kawalerii pod Krukowieckim, ranny dostał się do niewoli pod Glanowem; po odbyciu czteroletniego wyroku w Archangielsku wrócił do Galicji, pracował jako woźny w służbie miejskiej w Krakowie i w 1897 roku zwolniony został z posady ze względu na stan zdrowia. Był cały czas członkiem czynnym tamtejszego Towarzystwa Przytuliska dla Weteranów 1863 roku . Z kolei Edward Prątnicki z Wileńszczyzny walczył pod Zygmuntem Sierakowskim, wzięty do niewoli skazany został na "wygnanie bezpowrotne" do guberni archangielskiej, skąd po ośmiu latach zbiegł do Królewca, a stamtąd w Poznańskie. W 1885 roku wydalony został do Galicji, gdzie zatrudnił się "w kopalni wosku i nafty w Borysławiu". 2 maja 1902 przyjęto go do krakowskiego Przytuliska na Zwierzyńcu, gdzie jednak nie zagrzał długo miejsca .

Następne pokolenia zesłańców polskich rekrutowały się przeważnie spośród uczestników ruchu robotniczego (nowe kontyngenty dostarczyła rewolucja 1905 r.). Ci ostatni jeszcze rzadziej sięgali po pióro, by spisać swe przeżycia na wygnaniu.

Po przewrocie październikowym 1917 roku w guberni archangielskiej, przemianowanej w owym czasie na północną, utworzono w 1919 roku pierwsze sowieckie obozy koncentracyjne (pierwotnie używano tej właśnie nazwy) w Chołmogorach na północnej Dźwinie, 75 km na północny wschód od Archangielska i obok - w Piertamińsku. Na Morzu Białym, na Wyspach Sołowieckich, powstał najgorszej sławy kompleks łagrów - słynne Sołowki. W żadnym okresie władzy radzieckiej - do likwidacji w 1939 roku - nie brakło w nim Polaków .

Kolejny etap "zaludniania" b. guberni - obecnie obwodu (obłasti) - archangielskiej przez wielotysięczne rzesze zesłańców polskich przypada na lata czterdzieste naszego stulecia. Z udostępnionych obecnie danych NKWD wynika, iż w czterech kolejnych falach deportacyjnych, poczynając od najcięższej, bo pierwszej i przypadającej na surowe miesiące zimowe - 10 lutego 1940 roku - w ciągu 21 miesięcy wywieziono do Kazachstanu, na Syberię, Daleką 49 Północ i odległe rejony Rosji europejskiej 315-320 tysięcy obywateli RP , z czego na obwód archangielski przypadło co najmniej 35 tysięcy Polaków (według stanu na 1 kwietnia 1941 roku). Wedle szacunków Grzegorza Hryciuka liczba ta wynosiła ponad 41 tys. osób. Z tegoż obwodu, gdzie warunki życia należały do najcięższych (podobnie jak z Jakucji i Komi SSR) jesienią 1941 roku, po ogłoszeniu tzw. amnestii, wyjechało na południe najwięcej zesłańców. W świetle danych Ambasady Polskiej na dzień 1 grudnia 1942 roku w obwodzie archangielskim pozostawało nadal prawie 8 tys. osób, a więc mniej więcej jedna piąta. Według źródeł radzieckich w pierwszym kwartale 1943 roku w obwodzie archangielskim przebywało wciąż 6620 Polaków. Trudno jednak orzec, ilu zdołało wyjechać, a ilu zmarło... Kolejna fala wyjazdów nastąpiła w 1945 roku. Kierunkiem była tym razem Ukraina jako etap przejściowy przed powrotem do Polski. Według danych Związku Patriotów Polskich w grudniu 1945 roku w obwodzie archangielskim pozostało ju ż tylko 145 obywateli RP - 78 Polaków i 67 Żydów. Wszystkie te dane liczbowe mające charakter przybliżony, pozwalają wszelako na uświadomienie sobie skali zjawiska.

Pamiętnik Aleksandra Aleksandrowicza - drukowany w dalszej części - stanowi jedno z licznych świadectw osadnika deportowanego wraz z rodziną 10 lutego 1940 roku z Nowogródczyzny do miejscowości Rosochy w szenkurskim rejonie obwodu archangielskiego, który właśnie przez Ukrainę wrócił do ojczyzny w 1946 roku. Relacji takich gromadzonych z pieczołowitością w różnych ośrodkach w kraju, a także spisanych bezpośrednio po opuszczeniu granic ZSRR przez Armię Andersa i znajdujących się w Instytucie Hoovera można by wyliczyć wiele. Zaledwie kilka z nich ogłoszono drukiem .

Krótka opowieść Aleksandra Aleksandrowicza nadesłana w 1992 roku na konkurs Kresy pod okupacjami (wyróżniona indywidualną nagrodą członków jury) zwraca uwagę zarówno talentem narratorskim, jak i niecodziennym ujęciem dramatycznych przeżyć. Autor - wieśniak z kolonii Pietrewicze w powiecie sejneńskim - miał za sobą udział w walkach o niepodległość w I Suwalskim Pułku Strzelców w 1918 roku, a także kampanię 1920 roku, je d nakże opowiada o tym epizodzie swego życia bez przechwałek i wyolbrzymiania swych zasług. Jako ochotnik-weteran otrzymał dwanaście hektarów ziemi na Nowogródczyźnie. Ten okres życia opisał na kilku pierwszych stronach z właściwym sobie humorem i skłonnością do rymowania.

Jednakże właściwe jego wspomnienia dotyczą pobytu na zesłaniu: najpierw w Rosochach w obwodzie archangielskim, a potem na Ukrainie. Zaiste, niezwykła to relacja. Nie dlatego, by dotyczyła jakichś nieznanych nam dziś zupełnie faktów, lecz ze względu na niepowtarzalny sposób ich relacjonowania, pozbawiony zupełnie owej nieznośnej lamentacji patriotyczno-martyrologicznej tak charakterystycznej dla wielu tego rodzaju opowieści, a także niezwykle konkretny i okraszony autentycznym, wrodzonym poczuciem humoru opis wydarzeń, pełen prostoty i swoistego wdzięku. Jest to opowieść człowieka nawykłego do ciężkiej pracy, teraz zaś nieustannie zdumionego koniecznością jej pozorowania i partaczenia, a jednocześnie umiejącego się, z jednej strony, do nowych warunków przystosować (co nie znaczy - zaakceptować), z drugiej zaś, przyjść - gdy tylko można - innym z pomocą. Nic przeto dziwnego, że Aleksandrowicz okazuje się wszędzie osobą łubianą i wręcz poszukiwaną, czemu sprzyja z pewnością to, iż jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek uprzedzeń, owego tak irytującego poczucia niczym nie uprawnionej wyższości nad bliźnim niższej kondycji, bądź innej narodowości.

Jest to rozbrajająca szczerością historia Polaka zaradnego, nie poddającego się przeciwnościom losu, o jakich XIX-wiecznym wygnańcom się nie śniło, ale nie mającego w sobie nic z cwaniaka, który to typ - nie wiedzieć czemu - zyskał sobie tak wielką aprobatę w świadomości społecznej, przenikając także do piśmiennictwa, zarówno publicystyki, jak i literatury pięknej.

Kiedy piszemy o XIX-wiecznych zesłańcach polskich, przytaczamy z satysfakcją słowa o ich zasługach dla krainy wygnania i dobrym wspomnieniu, jakie po sobie pozostawili, czemu niejednokrotnie dawano wyraz na piśmie, zwłaszcza w gazetach syberyjskich. Aleksander Aleksandrowicz - instynktownie, z natury, głęboko przekonany, iż trzeba po sobie zostawić właśnie to dobre wspomnienie - tradycję tę bezsprzecznie kontynuuje, choć zapewne o swoich wybitnych poprzednikach nigdy nie słyszał...



OD REDAKCJI: Jan Sobolewski

Jan Sobolewski (ur. 1799, zm. jesienią 1829 w Archangielsku) – polski działacz niepodległościowy, członek Towarzystwa Filomatów i Zgromadzenia Filaretów, znany w historii literatury głównie dzięki III części Dziadów Adama Mickiewicza.

Jeden ze „spółuczniów, spółwięźniów, spółwygnańców” (obok Cypriana Daszkiewicza i Feliksa Kółakowskiego), któremu A. Mickiewicz dedykował III część "Dziadów". Jest on też jednym z bohaterów sceny I tego dramatu, zwanej sceną więzienną. Bohatera literackiego i jego pierwowzór wiąże nie tylko zbieżność imienia i nazwiska. W scenie osnutej na autentycznych wydarzeniach procesu wileńskiego, w całości poświęconej martyrologii młodzieży, w usta Jana włożył poeta opowiadanie o wywózce uczniów ze Żmudzi na Sybir. Poza wątkiem biograficznym w postawie bohatera odnajdujemy cechy pierwowzoru czyli człowieka, który nie załamał się w czasie procesu.

Ojciec Jana Sobolewskiego, Antoni, był dzierżawcą wsi Grochy w powiecie tykocińskim, w obwodzie łomżyńskim. W 1816 J. Sobolewski ukończył białostockie gimnazjum i wstąpił do seminarium nauczycielskiego Cesarskiego Uniwersytetu Wileńskiego na Wydział Matematyczno-Fizycznym. W 1817 otrzymał stopień kandydata filozofii, a w 1818 za postępy w nauce został nagrodzony nagroda pieniężną.

W czasie studiów utrzymywał się z guwernerki. 19 kwietnia 1819 został powołany do Związku Przyjaciół. Od 18 maja 1820 działał w Towarzystwie Filomatów, w którym już wcześniej zaliczał się do członków korespondentów. Pełnił funkcje – w Filomatach został członkiem Rządu Towarzystwa, a w Zgromadzeniu Filaretów – przewodnikiem Zielonego Grona. W kwietniu 1823 na łamach "Dziennika Wileńskiego" opublikował rozprawę "O piękności w budowlach" wygłoszoną wcześniej na zebraniu Towarzystwa.

Studia ukończył w 1821. Mimo złożenia egzaminów wymaganych do uzyskania magisterium nie otrzymał tego stopnia ze względu na wakat katedry filozofii. Władze uniwersyteckie zatrudniły go z dniem 13 września w podległym Wileńskiemu Okręgowi Naukowemu gimnazjum w Krożach na Żmudzi w charakterze nauczyciela fizyki, chemii i nauk przyrodniczych. Jan Sobolewski podjął próbę przeniesienia się do Wilna. Starania te zakończyły się fiaskiem.

Pracę pedagogiczną przerwało śledztwo i proces filomatów i filaretów. Nocą 18 listopada 1823 został aresztowany i przewieziony z Kroż do Wilna. Zeznawał trzykrotnie: 21 i 22 listopada 1823 oraz 2 lipca 1824 – już z wolnej stopy. Wyrokiem zatwierdzonym przez cara Aleksandra I 26 sierpnia 1824 został skazany na "służbę w oddalonych guberniach". 5 listopada opuścił (wraz z Adamem Mickiewiczem) Wilno, a 21 listopada przybył do Petersburga. Zgodnie z dołączoną do wyroku adnotacją oraz własną prośbą został wcielony do petersburskiego Korpusu Komunikacji Wodnej, a po złożeniu egzaminów w lutym 1825 otrzymał nominację oficerską i skierowany został do Wytergi w guberni ołonieckiej. W 1827 awansował do stopnia podporucznika.

Ostatnią posadą, jak przypuszcza Ignacy Domeyko, było stanowisko inżyniera komunikacji wodnej przy jeziorze Ładoga w Petersburgu.



ILUSTRACJA:
Jan Sobolewski z Radunina, szlachcic herbu Ślepowron, uczestnik Powstania Styczniowego
rekonstrukcja cyfrowa i koloryzacja - Portal Polonii

ŹRÓDŁO TEKSTU:
MUZEUM HISTORII POLSKI
Niepodległość i Pamięć R. III, Nr 2(6), 1996
Na licencji: CC BY-SA









COPYRIGHT

KOPIOWANIE MATERIAŁÓW ZAWARTYCH W PORTALU ZABRONIONE

Wszelkie materiały zamieszczone w niniejszym Portalu chronione są przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Materiały te mogą być wykorzystywane wyłącznie na postawie stosownych umów licencyjnych. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, bez ważnej umowy licencyjnej jest zabronione.





PORTAL POLONII
internetowa platforma wiedzy o i dla Polonii

W 2023 roku projekt dofinansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów
w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów


Kwota dotacji: 175 000,00 zł
Kwota całkowita: 191 000,00 zł


Portal Polonii (portalpolonii.pl) łączący w swoich publikacjach rezultaty badań naukowych nad polską diasporą z bieżącymi informacjami o działalności Polonii, jest wielopłaszczyznową platformą wymiany myśli i doświadczeń: środowisk badaczy i organizacji polskich oraz polonijnych poza granicami kraju. Dotychczas te perspektywy, pomimo, że uzupełniają się w sposób naturalny, prezentowane były odrębnie. Za tym idzie nowy sposób prezentacji zagadnień związanych z życiem i aktywnością naszych rodaków, potrzebny w równym stopniu Polonii jak i środowisku akademickiemu.

Polonii – co wiemy z analiz badawczych - brakowało często usystematyzowanej, zobiektywizowanej wiedzy na temat m.in. historycznej perspektywy i zrozumienia kulturowych procesów kształtowania się polskich ośrodków na emigracji. Akademikom starającym się śledzić aktualne doniesienia pochodzące od polskich organizacji w świecie, brakowało dotychczas miejsca, w którym na podstawie metodologicznie uporządkowanych źródeł i poddanych krytycznej analizie treści, można wyznaczać trendy i kierunki badań nad Polonią. Dzięki Portalowi Polonii oba wymienione aspekty spotykają się w jednym, powszechnie dostępnym miejscu, tworząc synkretyczną całość, z perspektywą dalszego rozwoju. Portal dostarcza także – co ważne - wieloaspektowej informacji o Polonii rodakom w kraju, wśród których poczucie wspólnoty ponad granicami jest w ostatnich latach wyraźnie zauważalne.